Pękła kolejna magiczna granica, 2:04 w maratonie. Dokonał tego człowiek będący, można to śmiało powiedzieć, legendą biegania. Haile Gebrselassie, niewysoki (160cm) Etiopczyk wydaje się być największym biegaczem w historii. Na żywo widziałem go tylko raz, na starcie maratonu w Berlinie w 2007r. Nie muszę mówić, że to ostatni raz, kiedy widziałem go tego dnia. On nie biega, on lata :)
Rok temu czasem 2:04:27 pobił 4-letni rekord Paula Tergata a teraz poprawił sam siebie o kolejne pół minuty. Ciekawe, kto pobije 2:03:58. I czy dożyję złamania jeszcze bardziej magicznej bariery, czyli 2 godzin.
Nie wiem jak w przypadku innych, ale tego typu wspaniałe biegi są dla mnie bardzo inspirujące.
PS. U kobiet jest jakiś zastój. Od czasu fenomenalnego 2:15:25 Pauli Radcliffe w Londynie 2003, żadna z maratonek nawet nie zbliżyła się do tego wyniku.
Sunday, 28 September 2008
Wednesday, 24 September 2008
Jak przeżyć na Sokratesie
Wyjazd na Sokratesa to nie tylko świetna zabawa. Inna kultura, zupełnie inne warunki w jakich przychodzi żyć jak i różne codzienne przeszkody wymagają kreatywnego podejścia. Oto kilka przykładów (większość autorstwa Kuby G.):
Na wszystko jak wiadomo znajdzie się metoda, a jako, że Polak potrafi...
Wersja 1.0 okazała się niewystarczająco trwała...Pudełko kartonowe po pewnym czasie zaczęło przeciekać. Nadszedł czas na wersję 2.0. Można jej było również używać to płukania pomidorów ;D
Do ubijania kotletów najlepsza jest...pusta butelka po winie. W tym przypadku marka wina nie ma znaczenia ;)
Kran
Jedną z rzeczy, które nas najbardziej zaskoczyły był...kran z osobnym wylotem dla ciepłej i zimnej wody. Tzn. wrzącej i lodowatej bo tylko takie opcje były dostępne. Rzecz szalenie niepraktyczna.Na wszystko jak wiadomo znajdzie się metoda, a jako, że Polak potrafi...
Wersja 1.0 okazała się niewystarczająco trwała...Pudełko kartonowe po pewnym czasie zaczęło przeciekać. Nadszedł czas na wersję 2.0. Można jej było również używać to płukania pomidorów ;D
Kurzochron
Problemem okazał się również zakurzony korytarz, którego nikomu nie chciało się sprzątać a akademikowa femme de ménage arbitralnie wykluczyła to z listy swoich obowiązków (w sumie niewiele sobie na tej liście zostawiła). Jako, że drzwi były mocno niedopasowane kurz wlatywał z korytarza do pokoju, a któreś tam prawo Murphy'ego sprawiało, że występował tylko ten kierunek przepływu. Rozwiązanie - pudełko po płatkach owsianych:Osłona na router
Zamiast prowadzić kilkadziesiąt metrów kabli, zakupiliśmy router bezprzewodowy i próbowaliśmy łapać sieć z sąsiedniego akademika. Działało tylko przy ładnej pogodzie, dlatego, że router musiał być wystawiony za okno. Na wypadek deszczu też byliśmy przygotowaniKuchenne patenty
Krojenie pomidorów:Do ubijania kotletów najlepsza jest...pusta butelka po winie. W tym przypadku marka wina nie ma znaczenia ;)
Lodówka
Przykład wykorzystania paskudnej pogody za oknem zanim udało się znaleźć na śmietniku działającą lodówkę."Fotelik" z butelek
Oparcie zbudowane z butelek, sznurek powstrzymuje przed przesuwaniem, wykorzystanie miękkiego łóżka - drewniane krzesła są dla frajerów;) Oto kolejny cud techniki:Thursday, 18 September 2008
Citius, altius, fortius
Naszła mnie ochota na małe podsumowanie maratonów, w którym udało mi się wystartować.
Czas maratonu: 3:20:22
Czas o dziwo całkiem niezły: 3:21:59
Mark przegrał zakład, był o ponad godzinę gorszy. Ale startowaliśmy później jeszcze w paru biegach: Hellrunnerze, ToughGuyu, maratonie w Paryżu, Ironmanie 70.3 w Rapperswil i ostatnio w Ironmanie UK.
Czas: 3:14:27
http://www.lutonmarathon.org.uk
Czas: 3:05:59
Czas: 3:07:11
Po maratonie pojechałem do Monachium na Oktoberfest
A tutaj galeria zdjęć. Polecam zarówno Berlin jak i stolicę Bawarii.
Miałem za to problemy z powrotem, gdyż odwołano wszystkie loty tego dnia. Ostatni raz leciałem do Paryża. Następnym razem zdecydowanie wybiorę Eurostar.
Czas: 2:56:29
A oto podsumowanie czasów:
Jak widać, nie zawsze jest "szybciej, wyżej, mocniej" ale za to każdy maraton nauczył mnie czegoś. Teraz czas na naukę podczas Ironmanów ;)
10.05.2003 - Kraków
Tutaj się wszystko zaczęło. W momencie gdy postanowiłem wystartować, nie byłem w stanie przebiec dwóch kółek wokół Błoni krakowskich, czyli jakichś 7km. Kilka miesięcy wystarczyło by doprowadzić się do maratońskiej formy. Głównie dzięki moim znajomych z AGHowskiego AZSu. Pokazali mi między innymi, że da się biegać przy temperaturze minus 14 stopni.Czas maratonu: 3:20:22
29.10.2006 - Snowdonia Marathon
Po pierwszym maratonie nastąpiła długa przerwa. Po raz kolejny skusiłem się dopiero 3 lata później. Spowodowane było to za dużą ilością wypitego piwa i nie do końca rozważnym zakładem o 3 rano w pubie. W ten sposób Mark Knights namówił mnie na udział w maratonie dając mi dokładnie 1.5 miesiąca na przygotowanie. Pech chciał, że wypadło na maraton co prawda niesamowicie malowniczy, ale za to uznawany za najtrudniejszy w Europie, gdyż trzeba było biec wokół najwyższej góry Walii - Snowdon.Czas o dziwo całkiem niezły: 3:21:59
Mark przegrał zakład, był o ponad godzinę gorszy. Ale startowaliśmy później jeszcze w paru biegach: Hellrunnerze, ToughGuyu, maratonie w Paryżu, Ironmanie 70.3 w Rapperswil i ostatnio w Ironmanie UK.
4.12.2006 - Luton marathon
Podbudowany szczęśliwym ukończeniem, wziąłem udział w maratonie w Luton (tak, to jest to miasteczko z lotniskiem). 3 okrążenia wokół mało ciekawych terenów, więc raczej nie polecam. Poza tym strasznie przemarzłem i nigdy już nie będę startował w maratonie w grudniu!Czas: 3:14:27
http://www.lutonmarathon.org.uk
15.04.2007-Paryż
Podbudowany rekordem życiowym z Luton, postanowiłem zaatakować magiczną barierę 3godzin. Niestety pokonał mnie upał (prawie 30 stopni) i bezchmurne niebo. Nie zszedłem jednak z trasy co okupiłem ponad godzinnym pobytem w namiocie Czerwonego Krzyża. Mój stan musiał być poważny, bo sanitariusz nerwowo krzyczał "Ne paz fermez les yeux" (Proszę nie zamykać oczu!) ale za to pobiłem rekord życiowy :)Czas: 3:05:59
6.05.2007 - Neolithic marathon
W zasadzie to miałem startować w Krakowie, jednak spóźniłem się na samolot :/ Zmieniłem więc plany, wyszukałem maraton w okolicy, który był dzień później i wziąłem udział. Trasa jest malownicza, gdyż zaczyna się w Avebury a kończy w Stonehenge. Niestety jest to maraton bardzo górzysty, trasa jest głównie off-road oraz czekają takie atrakcje jak konieczność przeskakiwania przez płot czy przebiegania przez tory kolejowe (niektórzy musieli czekać aż pociąg przejedzie :)). Biegło mi się dobrze aż do 30go km, kiedy złapał mnie ostry ból kolana i musiałem jakoś doczłapać do mety. Do tej pory byłem na 8 miejscu (ok. 200 uczestników) i z szansami na czas w granicach 3:10 (tyle miała osoba, z którą biegłem przez kilkanaście kilometrów). Ostatecznie czas ok. 4h i tego maratonu miło nie wspominam :/29.09.2007 - Berlin
Kolejna próba złamania 3 godzin. Niestety przez miesięczny pobyt w Moskwie nie przygotowałem się odpowiednio więc czas był nawet gorszy niż w Paryżu. Jest to tym bardziej rozczarowujące, że wtedy Haile Gebrselassie pobił rekord świata, 2:04:26.Czas: 3:07:11
Po maratonie pojechałem do Monachium na Oktoberfest
A tutaj galeria zdjęć. Polecam zarówno Berlin jak i stolicę Bawarii.
06.04.2008 - Paryż
Wreszcie się udało. Warunki pogodowe okropne. Temperatura, ok. 5 stopni, zanosiło się na opady śniegu. Jednak bieg poszedł perfekcyjnie.Miałem za to problemy z powrotem, gdyż odwołano wszystkie loty tego dnia. Ostatni raz leciałem do Paryża. Następnym razem zdecydowanie wybiorę Eurostar.
Czas: 2:56:29
19.10.2008 - Amsterdam
Chciałem się przekonać czy trening do Ironmana pomoże w lepszym czasie w maratonie. Poza tym nigdy nie byłem w Amsterdamie, więc nadarza się świetna okazja. Marzeniem byłoby złamanie kolejnej granicy, czyli 2:55 (albo nawet 2:50) ale wszystko zależy od tego, jak szybko się zregeneruję.A oto podsumowanie czasów:
Kiedy | Gdzie | Czas |
maj 2003 | Kraków | 3:20:22 |
październik 2006 | Snowdonia | 3:21:59 |
grudzień 2006 | Luton | 3:14:27 |
kwiecień 2007 | Paryż | 3:05:59 |
maj 2007 | Stonehenge | ok. 4h |
wrzesień 2007 | Berlin | 3:07:11 |
kwiecień 2008 | Paryż | 2:56:29 |
październik 2008 | Amsterdam | ???? |
kwiecień 2009 | Londyn | ???? |
Jak widać, nie zawsze jest "szybciej, wyżej, mocniej" ale za to każdy maraton nauczył mnie czegoś. Teraz czas na naukę podczas Ironmanów ;)
Wednesday, 17 September 2008
Rapperswil
Jeśli ktoś planuje wziąć udział w pół-Ironmanie, zwanym także z marketingowych powodów Ironmanem 70.3 (dlatego, że w sumie do przebycia jest 70.3 mili), zdecydowanie polecam wyjazd do Szwajcarii. Tamtejszy wyścig odbywa się w uroczym miasteczku o Rapperswil.
Gdy byłem ostatnio, dopisała świetna pogoda (co przypłaciłem mocno spaloną skórą) i kapitalni miejscowi kibice, dzięki którym udało się przetrwać kilka chwil grozy na rowerze. Miłośnicy stromych podjazdów będą zachwyceni!
Tutaj zamieszczam kilka zdjęć z tegorocznego pobytu. Oto filmik, zmontowany przez mojego przyjaciela Davida Barkera z różnych fotek jakie zrobiliśmy: Jest tu cała wesoła ekipa, która się wybrała do Rapperswil: Mark, Peet, Mike, James i ja(wszyscy ukończyliśmy) oraz Jenny, Maria i David jako kibice.
Dla miłośników statystyk:
Razem z moim znajomymi startuję również w przyszłym roku, 7 czerwca 2009.
Gdy byłem ostatnio, dopisała świetna pogoda (co przypłaciłem mocno spaloną skórą) i kapitalni miejscowi kibice, dzięki którym udało się przetrwać kilka chwil grozy na rowerze. Miłośnicy stromych podjazdów będą zachwyceni!
Tutaj zamieszczam kilka zdjęć z tegorocznego pobytu. Oto filmik, zmontowany przez mojego przyjaciela Davida Barkera z różnych fotek jakie zrobiliśmy: Jest tu cała wesoła ekipa, która się wybrała do Rapperswil: Mark, Peet, Mike, James i ja(wszyscy ukończyliśmy) oraz Jenny, Maria i David jako kibice.
Dla miłośników statystyk:
Pływanie (1900metrów = 1.2. mili) | 41:35 |
1 tranzycja | 7:07 |
Rower (90km = 56 mil) | 2:57:23 |
2 tranzycja | 2:59 |
Bieg (21.1km = 13.1 mili) | 1:36:43 |
Razem | 5:25:49 |
Razem z moim znajomymi startuję również w przyszłym roku, 7 czerwca 2009.
Ile ko$ztuje Ironman?
W poprzednim wpisie opisałem wydatki na sprzęt do triathlonu. Teraz czas na przygotowanie to królewskiego dystansu, o jakim marzy każdy początkujący triathlonista :)
W czasie wyczerpującego trenigu zużywa się też spore ilości różnych żeli oraz napojów energetycznych i regenerujących. Podejrzewam, że wydałem na to jakieś 150 funtów. W czasie cyklu przygotowań warto też wystartować w jakimś pół Ironmanie oraz triathlonie na dystansie olimpijskim. To też są niemałe koszty, zwłaszcza jak chce się na przykład wybrać do jakiegoś innego kraju, np. Szwajcarii.
Trzeba się także zdrowiej odżywiać, ale z drugiej strony wydaje się trochę mniej na alkohol więc się niemal zeruje ;)
Dodatkowo każdy weekend spędza się na treningach więc trzeba zapomnieć o wyjazdach gdziekolwiek na dłużej niż jeden dzień. Z drugiej strony nie wydaje się pieniędzy na tak niepotrzebne rzeczy jak na przykład wakacje ;>
Jest wiele związków, które nie wytrzymują próby przygotowań do Ironmana. Zresztą, złośliwie mówi się: "If your relationship still works, perhaps you're not training hard enough" ;) W każdym razie to też warto wziąć pod uwagę.
Ale co by nie mówić...ukończyć Ironmana....BEZCENNE!
Ka$a
Wpisowe: nie pamiętam dokładnie ale było to jakieś 250 funtów. Do tego dochodzi transport na miejsce (akurat mogłem dojechać samochodem, więc nie było tak drogo) i nocleg (miejscowi naprawdę wykorzystują okazję i duży popyt przez 1 lub 2 dni, więc ceny są czasem niczym z księżyca).W czasie wyczerpującego trenigu zużywa się też spore ilości różnych żeli oraz napojów energetycznych i regenerujących. Podejrzewam, że wydałem na to jakieś 150 funtów. W czasie cyklu przygotowań warto też wystartować w jakimś pół Ironmanie oraz triathlonie na dystansie olimpijskim. To też są niemałe koszty, zwłaszcza jak chce się na przykład wybrać do jakiegoś innego kraju, np. Szwajcarii.
Trzeba się także zdrowiej odżywiać, ale z drugiej strony wydaje się trochę mniej na alkohol więc się niemal zeruje ;)
Czas
Optymalnym okresem przygotowań jest jakieś 30 tygodni. Program, który przerabiałem zakładał treningi w zakresie od 10 do 20 godzin tygodniowo. Liczba ta jest zaniżona bo trzeba jeszcze do tego dodać przygotowania rzeczy do treningów (zwłaszcza tych dłuższych), rozciąganie i dochodzenie do siebie już po, dojazdy na basen czy nad jezioro, itp....Dodatkowo każdy weekend spędza się na treningach więc trzeba zapomnieć o wyjazdach gdziekolwiek na dłużej niż jeden dzień. Z drugiej strony nie wydaje się pieniędzy na tak niepotrzebne rzeczy jak na przykład wakacje ;>
Jest wiele związków, które nie wytrzymują próby przygotowań do Ironmana. Zresztą, złośliwie mówi się: "If your relationship still works, perhaps you're not training hard enough" ;) W każdym razie to też warto wziąć pod uwagę.
Ale co by nie mówić...ukończyć Ironmana....BEZCENNE!
Nie porywaj się z motyką na Ironmana...
....czyli z czym się powinien porywać triathleta
Każdy kto chce się bawić w triathlon powinien zacząć od skompletowania sprzętu. Jako, że triathlon to 3 dyscypliny (chociaż niektórzy twierdzą, że tranzycja to dyscyplina nr 4) więc warto przeanalizować wszystko pod tym kątem.
Oczywiście pływanie to nie tylko basen, więc koniecznie trzeba kupić piankę. Jest to koszt ok. 150-300 funtów w zależności jak bardzo chcemy zaszaleć. O ile nie jest się zawodowcem, głównym kryterium powinien tu być komfort.
Tutaj zdjęcia mojego roweru.
Akurat trochę "pojechałem po bandzie". Pewnie nie każdy potrzebuje części z "karbonu" ;) i wypaśnych kół ale akurat trafiłem na promocyjną cenę. Dla ścisłości, żeby nie wyjść na nuworysza, za samochód zapłaciłem 2 razy więcej :P
Co zdecydowanie warto mieć to kierownica wyposażona w tzw. "tribars" albo "aerobars". Warto to kupić na początku niż (tak jak ja) bawić się później w zmianę kierownicy i przekładanie zmieniaczy do przerzutek.
Warto też pomyśleć o zakresie tylnich przerzutek. Z tego co widzę w różnych zawodach, optymalny jest 12-25. Chociaż z moim 13-26 udało mi się rozpędzić do 73km/h w ostatnim IM :)
Do roweru dochodzi podstawowe wyposażenie każdego kolarza, czyli buty, rękawiczki, spodenki, koszulka, kask (w triathlonie jest OBOWIĄZKOWY!) i sprzęt do naprawy. A umiejętność szybkiego zmienienia przebitej dętki to podstawa!
Rower wyścigowy jest drogi i zwykle się go oszczędza na wyścig. Warto mieć zatem drugi, do treningów. Przydać się też może także takie urządzenie, zwłaszcza jak się mieszka w Anglii i pogoda nie zawsze zachęca do wychodzenia na zewnątrz.
Używam Asicsa, ale każdemu radzę wizytę w dobrym sklepie i wypróbowanie różnych marek.
Nie obejdzie się też bez sprzętu. Warto kupić tzw. trisuit, w którym przebywa się przez cały dystans. Po wyjściu z wody tylko zrzuca się piankę i zakłada buty. Mam sprzęt firmy Orca, dość znane jest też 2XU
Można też kupić specjalne buty rowerowe z mniejszą ilością rzep, żeby szybciej założyć. No i oczywiście można też ćwiczyć bieganie i jazdę na rowerze bez skarpetek, co nawet redukuje koszty ;) (Chociaż nie polecam)
Tutaj gama do wyboru jest przeogromna. Prym wiedzie firma Polar (polecam prosty model Polar RS100). Można zakupić także coś od Garmina, np. Garmin 305 Forerunner. Dodatkowo dostanie się urządzenie z GPSem, które na bieżąco podawać będzie prędkość a dodatkowo zapisze przebieg trasy. Mam też Timex BodyLink (http://tiny.pl/8pz1). Co prawda za tą cenę lepiej kupić Garmina 305, ale Timex ma logo Ironmana a poza tym jest wodoodporny. Timex niestety nie sprawdza się jako pulsometr czy GPS.
Każdy kto chce się bawić w triathlon powinien zacząć od skompletowania sprzętu. Jako, że triathlon to 3 dyscypliny (chociaż niektórzy twierdzą, że tranzycja to dyscyplina nr 4) więc warto przeanalizować wszystko pod tym kątem.
Pływanie
Przede wszystkim podstawowy rzeczy na basen, który pewnie każdy posiada, czyli kąpielówki i gogle. Jeśli ktoś chodzi na treningi w klubie pływackim albo triathlonowym (zdecydowanie polecam) to trzeba się będzie zaopatrzyć jeszcze w takie rzeczy jak deska (kickboard i pull buoy) i płetwy (do pływania).Oczywiście pływanie to nie tylko basen, więc koniecznie trzeba kupić piankę. Jest to koszt ok. 150-300 funtów w zależności jak bardzo chcemy zaszaleć. O ile nie jest się zawodowcem, głównym kryterium powinien tu być komfort.
Rower
Tutaj to rzeczywiście można zaszaleć :) Nie ma nic dziwnego w tym, że niektórzy zapłacaili za swój rower więcej niż za samochód.Tutaj zdjęcia mojego roweru.
Akurat trochę "pojechałem po bandzie". Pewnie nie każdy potrzebuje części z "karbonu" ;) i wypaśnych kół ale akurat trafiłem na promocyjną cenę. Dla ścisłości, żeby nie wyjść na nuworysza, za samochód zapłaciłem 2 razy więcej :P
Co zdecydowanie warto mieć to kierownica wyposażona w tzw. "tribars" albo "aerobars". Warto to kupić na początku niż (tak jak ja) bawić się później w zmianę kierownicy i przekładanie zmieniaczy do przerzutek.
Warto też pomyśleć o zakresie tylnich przerzutek. Z tego co widzę w różnych zawodach, optymalny jest 12-25. Chociaż z moim 13-26 udało mi się rozpędzić do 73km/h w ostatnim IM :)
Do roweru dochodzi podstawowe wyposażenie każdego kolarza, czyli buty, rękawiczki, spodenki, koszulka, kask (w triathlonie jest OBOWIĄZKOWY!) i sprzęt do naprawy. A umiejętność szybkiego zmienienia przebitej dętki to podstawa!
Rower wyścigowy jest drogi i zwykle się go oszczędza na wyścig. Warto mieć zatem drugi, do treningów. Przydać się też może także takie urządzenie, zwłaszcza jak się mieszka w Anglii i pogoda nie zawsze zachęca do wychodzenia na zewnątrz.
Bieganie
Tutaj nie ma nic skomplikowanego. Wystarczą buty. Aby uniknąć problemów z kolanami warto natomiast zainwestować w coś z górnej półki, gdyż np. zdarza się przebiegnąć ponad 80km tygodniowo.Używam Asicsa, ale każdemu radzę wizytę w dobrym sklepie i wypróbowanie różnych marek.
Tranzycje
Ma to znaczenie głównie w krótkich triathlonach, jednak czasami warto poćwiczyć ten element, żeby nie tracić niepotrzebnie czasu (mi się nigdy nie chciało, ale na pewno popracuję nad tym :))Nie obejdzie się też bez sprzętu. Warto kupić tzw. trisuit, w którym przebywa się przez cały dystans. Po wyjściu z wody tylko zrzuca się piankę i zakłada buty. Mam sprzęt firmy Orca, dość znane jest też 2XU
Można też kupić specjalne buty rowerowe z mniejszą ilością rzep, żeby szybciej założyć. No i oczywiście można też ćwiczyć bieganie i jazdę na rowerze bez skarpetek, co nawet redukuje koszty ;) (Chociaż nie polecam)
Inne
Pulsometr (HR Monitor)
To jest coś w co warto się zaopatrzyć i praktycznie każdy triathlonista to ma. Ktoś keidyś powiedział, że HRM to najbardziej przełomowy wynalazek w sporcie w latach 90-tych. W zasadzie jedną z pierwszych rzeczy jakie się człowiek uczy, gdy zaczyna uprawiać sporty wytrzymałościowe jest znaczenie odpowiednich tzw. "hear rate zones".Tutaj gama do wyboru jest przeogromna. Prym wiedzie firma Polar (polecam prosty model Polar RS100). Można zakupić także coś od Garmina, np. Garmin 305 Forerunner. Dodatkowo dostanie się urządzenie z GPSem, które na bieżąco podawać będzie prędkość a dodatkowo zapisze przebieg trasy. Mam też Timex BodyLink (http://tiny.pl/8pz1). Co prawda za tą cenę lepiej kupić Garmina 305, ale Timex ma logo Ironmana a poza tym jest wodoodporny. Timex niestety nie sprawdza się jako pulsometr czy GPS.
Książki
Fachowej literatury jest mnóstwo. Po przejrzeniu wielu pozycji zdecydowanie polecam książkę "Be Iron Fit" Dona Finka.Tuesday, 16 September 2008
Ironman z lotu...satelity
Mamy XXI wiek i obecnie modne jest posiadanie nawigatora GPS nawet w rowerze :) Sam skusiłem się na Garmina 305. Bardzo przydaje się podczas zmagań takich jak IM, wyświetlając na jednym ekranie wszystkie potrzebne statystyki takie jak:
- przebyty dystans
- aktualna prędkość
- średnia prędkość
- liczba obrotów na minutę (cadence)
Friday, 12 September 2008
...i w Twojej głowie pełno tatuaży....
Nieodlączną tradycją Ironmana jest zrobienie sobie tatuażu na pamiątkę. Jest to jedyny tatuaż jaki mam co czyni go jeszcze bardziej wyjątkowym. Pierwszy raz w życiu poszedłem do salonu tatuażu. Powitał mnie człowiek w czarnym skórzanym stroju, tatuażach na twarzy, ramionach i w zasadzie wszystkich częściach ciała, które mogłem widzieć. Do tego kilka kolczyków...Zwykle stronię od takich ludzi, ale wtedy jakoś zrobiło mi się raźniej bo wiedziałem, że miałem do czynienia z profesjonalistą w swoim fachu ;D
Sam zabieg trwał 20min. Teraz przez tydzień muszę jeszcze unikać basenu i smarować się Bepanthenem.
Ladies & gentlemen, oto efekt pracy Steve'a (projekt mój)
A tutaj tytułowa piosenka Edyty Bartosiewicz - "Tatuaż":
Kilka innych pomysłów na Ironman Tattoo:
Sam zabieg trwał 20min. Teraz przez tydzień muszę jeszcze unikać basenu i smarować się Bepanthenem.
Ladies & gentlemen, oto efekt pracy Steve'a (projekt mój)
A tutaj tytułowa piosenka Edyty Bartosiewicz - "Tatuaż":
Kilka innych pomysłów na Ironman Tattoo:
Thursday, 11 September 2008
Ironwar
Wg mnie to najbardziej fascynujący pojedynek w historii sportu. Mark Allen i Dave Scott to legendy Ironmana. Obaj wygrali ten wyścig najwięcej w historii, po 6 razy. W 1989r. Dave Scott biegł po swoje siódme zwycięstwo, Mark Allen miał nadzieję wygrać po raz pierwszy.
Czekam na kogoś kto pokaże mi wyścig, gdzie dwoje ludzi rywalizuje "łeb w łeb" przez 8 godzin.
Tu z kolei film, który pokazuje niesamowitą determinację, która niestety nie wystarczyła i Julie Moss została prześcignięta na kilkadziesiąt metrów przed metą. To także dowód na to jak niesamowicie trudny jest Ironman.
A tutaj finisz z 1997 roku. Wprawdzie walka nie toczyła się o zwycięstwo ale była również niesamowita. Wendy Ingraham skończyła ostatecznie na 123 miejscu w klasyfikacji generalnej (i 4tym wśród kobiet) z czasem: 9:51:31 (ech...sam bym chciał tyle osiągnąć, nawet kosztem przeczołgania się przez ostatni kilometr) Ten sport jest groźny, wykańczający, ale również piękny!
Czekam na kogoś kto pokaże mi wyścig, gdzie dwoje ludzi rywalizuje "łeb w łeb" przez 8 godzin.
Tu z kolei film, który pokazuje niesamowitą determinację, która niestety nie wystarczyła i Julie Moss została prześcignięta na kilkadziesiąt metrów przed metą. To także dowód na to jak niesamowicie trudny jest Ironman.
A tutaj finisz z 1997 roku. Wprawdzie walka nie toczyła się o zwycięstwo ale była również niesamowita. Wendy Ingraham skończyła ostatecznie na 123 miejscu w klasyfikacji generalnej (i 4tym wśród kobiet) z czasem: 9:51:31 (ech...sam bym chciał tyle osiągnąć, nawet kosztem przeczołgania się przez ostatni kilometr) Ten sport jest groźny, wykańczający, ale również piękny!
Triathlon catch phrases
Here are a few nice phrases I've found on some of the t-shirts:
- Threesome anyone?
- Evolution.
- Duathlete
- I almost drowned. I almost crashed my bike. Practically died on the run...When is the next TRI?
- Triathlon: if you have to ask "why", you will never understand.
- You run? So do I but only after I swim and bike.
- Pain is temporary, pride is forever!
- Triathlete - an ordinary doing the extraordinary
- Lost in transition
- I didn't do it just for the tattoo
- Just because I'll sleep with you doesn't mean I'll train with you
- This is not a sport. It is an obsession
- Proud citizen of the triathlon nation
- If your relationships still works, you could be training even harder.
- Triathletes do it longer! (and in more positions)
- I'd rather be swimming (or cycling....or running)
- My doctor said I needed more iron...so I swam 2.4 miles, biked 112 miles and ran 26.2 miles.
- In my alphabet there is not D, N or F.
- I tri therefore I am!
- Triathletes "do it" in the aero position
- I ride my bike more than my girlfriend, but she still loves me
- Could Chuck go the distance?
- Thriathletes do it 3 times. Without stopping
- Swim, bike, run, rinse, repeat.
- I don't date, I train.
- Save a bike, ride a triathlete.
- Endurance conspiracy.
- Swim 2.4 miles! Bike 112 miles! Run 26.2 miles! Brag for the rest of your life!
- Livin' life at race pace.
- Triathlete - aquarius cyclius athleticus endurum
- Triathlon: because racing one sport per morning is not enough.
- Life is simple: swim, bike, ride, eat, sleep.
- Run when you can, walk if you have to, crawl if you must; just never give up - Dean Karnazes
You're a triathlete when...
- When asked, how old you are you answer 20-24.
- Your traning is more limited by available time then how far you can run.
- Your first thought when you wake up is how high your rest HR is.
- You go for a 5 km cooldown run after a 5 km race just so that you can call it a training session.
- You consider work, regeneration time between training sessions.
- That something hard between your legs is usually a pull buoy
- You have a water bottle when you drive your car.
- You've forgotten how to drink out of cups
- You know inside out how much Protein each energy bar has.
- When people praising you for being able to run 15 miles you're feeling insulted.
- You need a picture for a job application and you only have race pictures.
- That charming "cologne" you wear to work is chlorine
- You take more showers in a locker room than at home
- 6:30 am is sleeping in
- the dog runs and hides when you get the leash!
- You think there are only two seasons during the year, racing and off.
- You can't change the oil in your car but you can completly rebuild your bike in 45 mins
- You spend more £ on training and racing clothes then work clothes
- You clean your bike more often than your car
- When a co-worker asks if you are racing this weekend, you say "yeah, but I'm just running a 10k, so that is not REALLY a race".
- You consider you bike saddle your "couch"
- you have plenty of water bottles, safety pins, and t-shirts.
- you have trouble keeping lunch under 2000 calories.
- you usually wake up at 4:00 in the morning but do not get to work until way after 9:00.
- you have a £4000 bike strapped on top of your £2000 car.
- you have no trouble pushing a day's caloric intake to over 8000 calories
- you're always wet! Either sweat water, pool water, sea water, shower water, bath water or its p*****g down outside!
- Instead of Marie Clare, People and Cosmo, you have piles of Runner's World in your bathroom.
- you have far more pairs of shoes in your closet than your non-tri wife does in hers
- the one "suit" you own has "Orca" written on the chest.
- You wear your heart rate monitor during sex....
- ...and you keep within the right HR zone
- when "foreplay" is 15 minutes on a turbo trainer
- your kitchen cupboards are organized into "protein", "carbs" and "etc"
- you bring bottled water to a party so that you're properly hydrated for the next morning's long run, everyone else at the party also brought their own bottled water because you don't have a social life outside of triathlon. Oh yeah, and they all showed up by 7pm and left by 10pm.
- Your idea of fast food is a power bar and SIS Go
- you have no FRIGGIN idea what to do with yourself on your off day.
- You feel like you took the day off because all you did was swim 3000 meters then go for a short run.
- At any given moment you know exactly where your heart rate monitor and your swimgoogles are, but cannot remember where you left you car keys. (turns out 90% of the time they are in your bike bag)
- When non-racer friends tell you they ran/rode you automatically calculate their pace to see if you're still in better shape.
- Cars pass you on the road when you're driving and you either drop back to get out of draft zone or speed up to attack!
- You have no trouble converting mph into kmph
- Your girlfriends are insanely jealous of your tan legs. Until they realize that the tan stops at your bike shorts.
- Your best girl friend gets a new bike and tells you that it's a really pretty shade of blue. You get a new bike and can tell her the chain ring ratios.
- You are over 30 and there is still someone in your life that you refer to as "coach".
- Your last bike cost more than your first car.
- You have peed outdoors more times in the last year than you did in your first year of university.
- You think of mowing the lawn as a form of cross-training.
- You refer to the front hall of your house as the "transition area".
- You have changed more flat tires this year than light bulbs.
- The first three items on your grocery list are Gatorade, power bars, and gels.
- When you floss at night, it's to get the bugs out of your teeth.
- Your legs move in a cycling motion while you are asleep.
- You think the ultimate form of wallpaper is about 64 racing bibs.
- A 19-year old kid who works in a bicycle shop know more about you than your next-door neighbor.
- Your children are more likely to recognize you if you put your bicycle helmet.
- When you refer to your "partner", you mean neither your spouse nor the co-owner of your business but the person you run or bike with three times a week.
- There is a group of people in your life about whom you are more likely to know how fast they can swim 100 meters than their surnames or occupations.
- Some of the shorts you wear today are tighter than the ones you wore in high school.
- There's a separate load of laundry every week that is just your workout clothes. (They are washed more tenderly than your spouse's past birthday presents)
- You failed high school chemistry but you could teach a course on lactic acid.
- All you want for Christmas is something called a carbon crank set.
- You wore a digital watch to your wedding.
- Your bicycle is in your living room.
- When a car follows too closely behind you, you accuse the driver of "drafting". (or you "draft" behind the car in front of you)
- Your spouse is looking forward to the day when you will slow down and just run marathons.
- You recently asked your spouse out for dinner by asking if he or she wanted to "fuel up" together.
Pain is temporary, pride is forever!
Udało mi się osiągnąć zamierzony cel i zostać Ironmanem.
Ochłonąłem już trochę, tak więc po krótce o tym co się działo w czasie weekendu...
Przyjazd do Sherborne w sobotę rano. Na miejscu składanie roweru, sprawdzanie czy wszystko jest w porządku, próbna jazda przez kilkanaście minut itp. Później rejestracja, race briefing i check-in roweru. Miałem małą przygodę gdy wyłamałem wentyl od dętki na kilkanaście minut przed ostatecznym terminem kiedy można było zdać rower (rowery zostawia się na noc) ale na szczęście kupno nowej dętki i wymiana opony nie zajęły długo. Czytałem, że ponoć zdarzają się sytuacje jeszcze bardziej stresujące, np. jak pęknie gumka od gogli na kilka minut przed startem ;)
W dzień wyścigu pobudka o 4 rano (pierwsza z tortur), szybkie śniadanie i jazda na miejsce startu. Wszystko było świetnie zorganizowane, więc szukanie miejsca na parkingu nie zajęło długo.
Najgorsze jest oczekiwanie na start. Jeśli ktoś się uśmiecha to tylko pozornie. Każdy ma świadomość tego co czeka w ciągu całego dnia. Większośc rozmów kończy się słowami "see you at the finish line". Bo taki jest Ironman - mimo tych wszystkich osób dookoła wyścig pokonuje się samotnie. W wodzie nie da się nikogo rozpoznać, na rowerze wspólna jazda jest karalna (za 3 razem dyskwalifikacją) a w biegu, cóż...każdy jest w innym stadium wycieńczenia ;)
Po wejściu do wody musieliśmy czekać z niewiadomych powodów jakieś pół godziny, ale w końcu się zaczęło. Na starcie pojawiło się 1400 osób i wszyscy zaczęli w tym samym czasie. Początek Ironmana to zawsze walka o przetrwanie. Panuje chaos nie do opisania, każdy desperacko walczy o przepłynięcie kawałka i oderwanie się od reszty. Dostanie w twarz łokciem czy piętą, ciągnięcie za nogę, zrywanie gogli, czy to, że ktoś przepłynie nad tobą jest na porządku dziennym. I co ciekawe, nikt nie robi tego specjalnie. Popełniłem błąd znajdując się na starcie w samym epicentrum tej walki ale po jakichś 500m mogłem już płynąć w miarę swobodnie, tylko okazjonalnie uderzając w kogoś, czy też będąc podtapianym.
Najdłuższy dystans jaki płynąłem wcześniej to było tylko 1.9km podczas pół-Ironmana w Szwajcarii ale wtedy miałem straszne problemy, głównie mentalne, i ukończyłem dopiero po prawie 42minutach. W jeziore Sherborne wszystko poszło nadzwyczajnie dobrze i z wody wyszedłem po 1 godzinie i niecałych 12 minutach.
Tranzycja do roweru zajęla mi trochę czasu, ale to akurat nigdy nie była moja mocna strona.
Jazda na rowerze to loteria. Tu akurat każdy zależy od sprzętu i nawet najlepszym zdarza się zakończyć wyścig z powodu np. przebitej opony. Tutaj filmik z 2-krotnym mistrzem świata, Normannem Stadlerem: Po drodze widziałem ludzi wymieniających przebite dętki, naprawiających łańcuch, który spadł i wreszcie samochody transportujące rowery, których już nie można było naprawić...Na szczęście nic takiego mnie nie spotkało.
Za to czekały inne "atrakcje". Po pierwsze pogoda. Od czasu do czasu padał deszcz, ale najgorszy był przeraźliwie mocny wiatr. W kilku miejscach niemal przewracał rowery.
Do tego trasa prowadziła po najgorszych górkach w okolicy i niestety kiepskich drogach, co powodowało dość nieprzyjemne wstrząsy. Zwłaszcza jak się napompowało koła do 120psi (prawie 9 atmosfer) a niektórzy to nawet 160.
Zacząłem dość mocno, mijając mnóstwo ludzi, jednak nie jestem przyzwyczajony do jazdy w pozycji aerodynamicznej i po 2 godzinach dopadł mnie ból pleców, który czuję do teraz. Czekały mnie jeszcze 4.5 godziny jazdy w niezbyt komfortowych i bolesnych warunkach, więc muszę przyznać, że miałem chwile zwątpienia.
Następny kryzys przyszedł po zejściu z roweru. To niesamowite, gdy mając nogi jak z waty, człowiek uświadamia sobie, że jeszcze jest maraton do przebiegnięcia. Nie wiem jakim cudem się przemogłem, ale wyruszyłem na trasę biegu. Inni wyglądali na jeszcze bardziej zmęczonych ode mnie, więc dość łatwo mijałem kolejnych przyszłych Ironmanów, co dodawało mi animuszu. Jedyną osobą, która mnie minęła podczas pierwszego okrążenia był Scott Bayliss, zwycięzca wyścigu, co było niesamowite biorąc pod uwagę, że gdy on kończył, ja miałem jeszcze 2 okrążenia do przebiegnięcia.
Jeśli chodzi o trasę biegu, to organizatorzy postarali się, żeby nie było za łatwo. Trasa przebiegała po okolicznych górkach (zresztą samo Sherborne jest położone na wzgórzach) i do tego połowa tej trasy była po leśnych dróżkach i polnych ścieżkach. Dodam, że w tej miejscowiści padało przez cały tydzień (w sobotę byłem świadkiem paru gwałtownych ulew) więc miejscami biegło się po błocie.
Ostatnie okrążenie było najtrudniejsze. Po całym dniu spędzonym na żelach i napojach energetycznych mój żołądek zaczął protestować. Z drugiej strony miałem świadomość, że jeśli nie wrzucę w siebie dodatkowych kalorii (w ciągu całego Ironman spala się jakieś 10tys. kCal, czyli tyle co normalny człowiek przez 5 dni) to nie starczy mi sił. Jakoś jednak udało mi się przemóc, chociaż ostatnie okrążenie pokonywałem już w bardzo wolnym tempie (ale ciągle zdarzało mi się wyprzedzać innych). Ostatecznie udało się ukończyć maraton w 3h35min, co daje mi sporą satysfakcję :) Całkowity czas tortur: 11 godzin 25minut i 38 sekund. A tutaj są wyniki: http://iron.ironmanuk.com/default.asp?PageID=15970
Najważniejszy był jednak moment przekroczenia mety i usłyszenie z głośników: "Jakub, you're an Ironman" (standardowy tekst wygłaszany jak ktoś przekroczy linię mety). Zapomina się wtedy zupełnie o bólu i o tym, że ostatnie kilka mil biegło się tylko siłą woli. Dojście do siebie zajęło mi ponad godzinę, po której mogłem (jakoś)chodzić i czekać na mecie na moich znajomych.
Chodzenie ciągle sprawia mi sporo trudności i w niczym nie przypominam człowieka, który jest w stanie ukończyć Ironmana, jednak ból przejdzie a świadomość dokonania rzeczy niemal niemożliwej zostanie do końca życia.
Czas myśleć o kolejnych Ironmanach. Następny, w którym startuję będzie w Nicei (http://www.ironmanfrance.com/), 28 czerwca 2009. Do atrakcji tego wyścigu należą: zmaganie z morskimi falami, jazda na rowerze po podnóżach Alp Francuskich, a wszystko przy temperaturze ok. 35 stopni :)
A tutaj kilka fotek z Sherborne: http://picasaweb.google.pl/jakub.pawlowski/080907Sherborne
Zostaje mi jeszcze tylko zrobienie sobie tradycyjnego tatuażu na pamiątkę :)
Mam nadzieję, że kogoś zainspirowałem. A jeśli nie, to można spróbować w innego rodzaju "Ironman competition" ;)
Ochłonąłem już trochę, tak więc po krótce o tym co się działo w czasie weekendu...
Przyjazd do Sherborne w sobotę rano. Na miejscu składanie roweru, sprawdzanie czy wszystko jest w porządku, próbna jazda przez kilkanaście minut itp. Później rejestracja, race briefing i check-in roweru. Miałem małą przygodę gdy wyłamałem wentyl od dętki na kilkanaście minut przed ostatecznym terminem kiedy można było zdać rower (rowery zostawia się na noc) ale na szczęście kupno nowej dętki i wymiana opony nie zajęły długo. Czytałem, że ponoć zdarzają się sytuacje jeszcze bardziej stresujące, np. jak pęknie gumka od gogli na kilka minut przed startem ;)
W dzień wyścigu pobudka o 4 rano (pierwsza z tortur), szybkie śniadanie i jazda na miejsce startu. Wszystko było świetnie zorganizowane, więc szukanie miejsca na parkingu nie zajęło długo.
Najgorsze jest oczekiwanie na start. Jeśli ktoś się uśmiecha to tylko pozornie. Każdy ma świadomość tego co czeka w ciągu całego dnia. Większośc rozmów kończy się słowami "see you at the finish line". Bo taki jest Ironman - mimo tych wszystkich osób dookoła wyścig pokonuje się samotnie. W wodzie nie da się nikogo rozpoznać, na rowerze wspólna jazda jest karalna (za 3 razem dyskwalifikacją) a w biegu, cóż...każdy jest w innym stadium wycieńczenia ;)
Po wejściu do wody musieliśmy czekać z niewiadomych powodów jakieś pół godziny, ale w końcu się zaczęło. Na starcie pojawiło się 1400 osób i wszyscy zaczęli w tym samym czasie. Początek Ironmana to zawsze walka o przetrwanie. Panuje chaos nie do opisania, każdy desperacko walczy o przepłynięcie kawałka i oderwanie się od reszty. Dostanie w twarz łokciem czy piętą, ciągnięcie za nogę, zrywanie gogli, czy to, że ktoś przepłynie nad tobą jest na porządku dziennym. I co ciekawe, nikt nie robi tego specjalnie. Popełniłem błąd znajdując się na starcie w samym epicentrum tej walki ale po jakichś 500m mogłem już płynąć w miarę swobodnie, tylko okazjonalnie uderzając w kogoś, czy też będąc podtapianym.
Najdłuższy dystans jaki płynąłem wcześniej to było tylko 1.9km podczas pół-Ironmana w Szwajcarii ale wtedy miałem straszne problemy, głównie mentalne, i ukończyłem dopiero po prawie 42minutach. W jeziore Sherborne wszystko poszło nadzwyczajnie dobrze i z wody wyszedłem po 1 godzinie i niecałych 12 minutach.
Tranzycja do roweru zajęla mi trochę czasu, ale to akurat nigdy nie była moja mocna strona.
Jazda na rowerze to loteria. Tu akurat każdy zależy od sprzętu i nawet najlepszym zdarza się zakończyć wyścig z powodu np. przebitej opony. Tutaj filmik z 2-krotnym mistrzem świata, Normannem Stadlerem: Po drodze widziałem ludzi wymieniających przebite dętki, naprawiających łańcuch, który spadł i wreszcie samochody transportujące rowery, których już nie można było naprawić...Na szczęście nic takiego mnie nie spotkało.
Za to czekały inne "atrakcje". Po pierwsze pogoda. Od czasu do czasu padał deszcz, ale najgorszy był przeraźliwie mocny wiatr. W kilku miejscach niemal przewracał rowery.
Do tego trasa prowadziła po najgorszych górkach w okolicy i niestety kiepskich drogach, co powodowało dość nieprzyjemne wstrząsy. Zwłaszcza jak się napompowało koła do 120psi (prawie 9 atmosfer) a niektórzy to nawet 160.
Zacząłem dość mocno, mijając mnóstwo ludzi, jednak nie jestem przyzwyczajony do jazdy w pozycji aerodynamicznej i po 2 godzinach dopadł mnie ból pleców, który czuję do teraz. Czekały mnie jeszcze 4.5 godziny jazdy w niezbyt komfortowych i bolesnych warunkach, więc muszę przyznać, że miałem chwile zwątpienia.
Następny kryzys przyszedł po zejściu z roweru. To niesamowite, gdy mając nogi jak z waty, człowiek uświadamia sobie, że jeszcze jest maraton do przebiegnięcia. Nie wiem jakim cudem się przemogłem, ale wyruszyłem na trasę biegu. Inni wyglądali na jeszcze bardziej zmęczonych ode mnie, więc dość łatwo mijałem kolejnych przyszłych Ironmanów, co dodawało mi animuszu. Jedyną osobą, która mnie minęła podczas pierwszego okrążenia był Scott Bayliss, zwycięzca wyścigu, co było niesamowite biorąc pod uwagę, że gdy on kończył, ja miałem jeszcze 2 okrążenia do przebiegnięcia.
Jeśli chodzi o trasę biegu, to organizatorzy postarali się, żeby nie było za łatwo. Trasa przebiegała po okolicznych górkach (zresztą samo Sherborne jest położone na wzgórzach) i do tego połowa tej trasy była po leśnych dróżkach i polnych ścieżkach. Dodam, że w tej miejscowiści padało przez cały tydzień (w sobotę byłem świadkiem paru gwałtownych ulew) więc miejscami biegło się po błocie.
Ostatnie okrążenie było najtrudniejsze. Po całym dniu spędzonym na żelach i napojach energetycznych mój żołądek zaczął protestować. Z drugiej strony miałem świadomość, że jeśli nie wrzucę w siebie dodatkowych kalorii (w ciągu całego Ironman spala się jakieś 10tys. kCal, czyli tyle co normalny człowiek przez 5 dni) to nie starczy mi sił. Jakoś jednak udało mi się przemóc, chociaż ostatnie okrążenie pokonywałem już w bardzo wolnym tempie (ale ciągle zdarzało mi się wyprzedzać innych). Ostatecznie udało się ukończyć maraton w 3h35min, co daje mi sporą satysfakcję :) Całkowity czas tortur: 11 godzin 25minut i 38 sekund. A tutaj są wyniki: http://iron.ironmanuk.com/default.asp?PageID=15970
Najważniejszy był jednak moment przekroczenia mety i usłyszenie z głośników: "Jakub, you're an Ironman" (standardowy tekst wygłaszany jak ktoś przekroczy linię mety). Zapomina się wtedy zupełnie o bólu i o tym, że ostatnie kilka mil biegło się tylko siłą woli. Dojście do siebie zajęło mi ponad godzinę, po której mogłem (jakoś)chodzić i czekać na mecie na moich znajomych.
Chodzenie ciągle sprawia mi sporo trudności i w niczym nie przypominam człowieka, który jest w stanie ukończyć Ironmana, jednak ból przejdzie a świadomość dokonania rzeczy niemal niemożliwej zostanie do końca życia.
Czas myśleć o kolejnych Ironmanach. Następny, w którym startuję będzie w Nicei (http://www.ironmanfrance.com/), 28 czerwca 2009. Do atrakcji tego wyścigu należą: zmaganie z morskimi falami, jazda na rowerze po podnóżach Alp Francuskich, a wszystko przy temperaturze ok. 35 stopni :)
A tutaj kilka fotek z Sherborne: http://picasaweb.google.pl/jakub.pawlowski/080907Sherborne
Zostaje mi jeszcze tylko zrobienie sobie tradycyjnego tatuażu na pamiątkę :)
Mam nadzieję, że kogoś zainspirowałem. A jeśli nie, to można spróbować w innego rodzaju "Ironman competition" ;)
Subscribe to:
Posts (Atom)